Inkwizycja Ci nie odpuści. Inkwizycja: Grzechy Przeszłości – Recenzja Książki
Świat ogarnia pandemia nieustannie mutującego wirusa, prowadząc kolejne społeczeństwa ku upadkowi. Wszystko to odmienia Dzień Kary pustoszący powierzchnię planety i łamiący granice między wymiarami. Ludzkość jednak na przestrzeni tysiącleci odradza się, a doświadczenia przodków powinny poprowadzić ją ku rozwojowi bez popełniania tych samych błędów. Czy tak jednak się stało? O takim świecie opowiada Witold Skrzydlewski w swojej pierwszej książce.
Inkwizycja:
Grzechy Przeszłości to pełnowymiarowy debiut pisarski pana Witolda
Skrzydlewskiego. Dlaczego używam takiego zwrotu, już wcześniej autor dostarczył
nam opowiadanie, a tym razem otrzymaliśmy powieść pełną parą. Nie jest to też
ostatni raz, kiedy usłyszymy to nazwisko, gdyż pisarz ma w planach kolejne
tytuły należące do uniwersum nazwanego nieco mistycznie Strzaskanym Wieloświatem, w którym magia współistnieje z
zaawansowaną technologią.
Tysiące lat po destrukcyjnym Dniu Kary ludzkie społeczeństwo
podniosło się z kolan, osiągając jeszcze wyższy poziom rozwoju technologicznego
niż przed katastrofą. Ludzie jednak zrezygnowali z pozostania w dawnych
miastach na koszt ogromnych metropolii ogrodzonych murami. Jedno z nich to
Spero, obejmujące prawie całą Europę. Jednakże tam, gdzie ponad miliard ludzi
tłoczy się w nieskończonym labiryncie budynków, tam też bardzo łatwo o
nierówności i podziały. Podczas gdy szlachta chełpiąca się zebranymi bogactwami
cieszy się wygodnym życiem w chmurach, daleko pod nimi niezliczone rzesze
szarych ludzi umierają w ubóstwie. Na domiar złego Ziemię nierzadko odwiedzają
goście z innych wymiarów, a bogacze sprzymierzyli się z Kościołem Twórcy,
zakopując demokrację razem z dawnym światem. W odpowiedzi na to wszystko
utworzona została instytucja zwana Świętym Oficjum, choć ludzie wolą nazywać
ich Inkwizycją. Jej członkowie chronią dusze i ciała ludzi nie tylko przed
demonami, ale też przed innymi przedstawicielami gatunku homo sapiens, rezygnując z półśrodków na rzecz bardziej brutalnych
i drastycznych metod.
Jednym z nich, legendą Zgromadzenia jest Witeldon Walszarti,
jedyny z wojowników, który przeżył rytuał Umęczonego Łowcy, zapewniający mu
nieśmiertelność. Wypełnia on misję zesłaną Oficjum przez Najwyższego, nie bojąc
się zabić więcej ludzi, niż inni uznają za konieczne, gdy tylko prowadzi to do
osiągnięcia celu. Ze swej bazy u podnóża odległej góry wyrusza on raz po raz na
kolejne misje i śledztwa. Najczęściej towarzyszy mu w nich Lydia, adeptka,
którą przygarnął pod swoje skrzydła, gdy miała kilka lat. Nie jest ona jedyną
osobą, należącą do wewnętrznego kręgu zaufanych ludzi Inkwizytora. Jeszcze
bliżej, a czasem za blisko Witeldona jest Viviene, czarnoksiężniczka, której
oddanie zwierzchnikowi na przestrzeni lat zmieniło się w głębokie uczucie.
Dobry wojownik nie zdziała nic bez sprawdzonych informacji, dlatego też
Walszarti na swoich usługach ma mistrzynię szpiegostwa Alexandrę. Drugi, to
bardziej fizyczny, aspekt przygotowań do walki przynależy do Urusa, dużego,
lecz przemiłego osobnika uwielbiającego wymachiwać toporem. Natomiast nowe
gadżety dla wszystkich przygotowuje Ikarius, były członek Korpusów
Inżynieryjnych, których członkom bliżej jest do maszyn niż ludzi. Na
przestrzeni powieści otrzymujemy szanse na przeczytanie o przyszłości,
charakterze i marzeniach każdego z nich.
Trzecioosobowy narrator nie trzyma się usilnie Witeldona, ani jego towarzyszy, gdyż ochoczo śledzi poczynania innych, niekoniecznie przyjaźnie nastawionych postaci. Czasem zdarza mu się zajrzeć (a nam razem z nim), do demonicznego wymiaru, w którym Markizowie Piekieł konspirują, by wywołać apokalipsę, która przejdzie do historii na równi z Dniem Kary. Na przestrzeni powieści autor skupia się nie tylko na postaciach, ale także na opisie mijanych przez nich miejsc czy zjawisk. Ponadto wkładając w usta bohaterów nazwy własne należące do lore powstającego uniwersum stara się nam je prędzej czy później objaśnić. Wspaniale ukazuje on również swego rodzaju dualizm postaci Inkwizytora. Z jednej strony stosuje się on do zasady, że cel uświęca środki, gdyż korzysta on z run i wynalazków obu aspektów magii, a z drugiej strony potrafi być czułym i delikatnym kochankiem, o czym kilkukrotnie przekonuje się Viviene. Dodatkowo jest on w stanie poświęcić niezliczone środki, tylko po to, by zobaczyć uśmiech na twarzach bliskich mu osób. Świat, który zwiedzić na kartach Inkwizycji jest zaledwie skromnym wycinkiem tego, co planuje dla nas autor, gdyż wielokrotnie słyszymy o wymiarach, z których pochodzą rzadkie artefakty, a na samej Ziemi istnieją również inne rozległe miasta i sięgające dziesiątki kilometrów w głąb ruiny dawnych cywilizacji. Każdy rozdział poprzedzony jest dłuższym lub krótszym cytatem z tomu istniejącego wewnątrz uniwersum, co przywodzi mi na myśl podobne zabiegi z Komandosów Republiki czy też kultowej Diuny.
W swoim opisie autor przyznaje, że chętnie oddaje się
komputerowym rozrywkom. Nie można temu zaprzeczyć, gdyż uważny czytelnik
wcześniej czy później trafi na odniesienie do jakiegoś z dzieł kultury. Bez
względu na to, czy lubimy Fallouta,
książki Pana Sapkowskiego, czy produkcje CD Projekt Red, każdy z nas odnajdzie
tu smaczki odnoszące się do kultowych tekstów z tych tytułów. Nie wolno też
zapomnieć o tym, że imię najpotężniejszej damy w historii piekieł będzie
szczególnie bliskie graczom Diablo.
Pisarz serwuje nam dodatkowe mrugniecie okiem, w momencie gdy Inkwizytor
natrafia na artefakt w postaci kamery z naszej współczesności. Razem z
Witeldonem możemy posłuchać o płonącej katedrze w Paryżu, czy wirusie z Chin,
który po dotarciu do Afryki i kontakcie z innym mikrobem stał się wstępem do
Armagedonu. Święte Oficjum wypełniając wolę Najwyższego, korzysta natomiast ze
Słów Mocy, które są niczym innym, a pochodną łaciny, będącej językiem urzędowym
Kościoła Katolickiego, do którego równie często znajdziemy odniesienia. Sama
Inkwizycja natomiast stanowi swego rodzaju połączenie historycznej hiszpańskiej
inkwizycji z taką, która przypomina organizację z odległej galaktyki.
Dawno nie spotkałem się z książką, która była tak wypełniona
tekstem, że marginesy były minimalne. W połączeniu z pięknymi ilustracjami
jednorodnym stylu, które ubogacają niektóre rozdziały, sprawia to, ze dzieło
jest jeszcze bardziej wyjątkowe. Od pierwszych stron powieści z tyłu głowy
męczyło mnie przeświadczenie, że osoba głównego bohatera była nieco wzorowana
na autorze. Kto bowiem nie chciałby stanąć na czele świetlistej husarii w walce
z hordami demonów? Nawet jeśli moje przeczucia są prawdziwe, to pisarz przez
ten zabieg jeszcze bardziej ubogacił swoje dzieło, dostarczając jedyne w swoim
rodzaju dzieło. Trudno bowiem znaleźć książkę, w której technologia, magia i
aspekt wieloświata tak dobrze współgrają ze sobą. Oczywiście można znaleźć
drobne niedociągnięcia, takie jak nieco powtarzające się sceny walki, czy
powtarzanie do bólu o ulepszonych oczach Inkwizytora, bądź też nadmierne
nazywanie ich Sługami Bożymi. Są to jednak potknięcia, które jestem w stanie
wybaczyć ze względu na ogrom przedsięwzięcia i nakład pracy wymagany, by
połączyć wszystkie wątki w całość. Dodam jeszcze, że z wielkim zaciekawieniem
czekam na kolejne uczty książkowe, którymi zamierza nas uraczyć autor.




Komentarze
Prześlij komentarz